Wchodzisz do sklepu z myślą, że na pewno nie dasz się wkręcić. W tym roku nie będzie przesady. Nie będzie dwóch siatek z jajkami, kiełbasy na zapas i bez ciasta, którego nikt nie lubi, ale „trzeba kupić, bo to święta”. Pół godziny później taszczysz z marketu trzy reklamówki, a w jednej z nich jakieś dziwne ciasto, które wyglądało ładnie, którego pewnie nikt nie zje, ale wzięte „na wszelki wypadek”. Tak zaczynają się święta.
A wszystko przez to, że musi być "na bogato". Bo przed świętami dostajemy jakiegoś zbiorowego ataku syndromu niedoboru. Jakby zaraz mieli ogłosić embargo na majonez. W głowie świta ci myśl - „lepiej mieć niż nie mieć”, „zawsze coś zostanie na potem” i najważniejsze - „przecież niczego już nie kupię w święta!”. No więc kupujesz tak, jakbyś miał przez te dwa dni otworzyć własną stołówkę.
Później przychodzi śniadanie wielkanocne. Tradycyjna polska - wersja full wypas. Jajka, żurek, pieczone mięso, sałatki, które widzisz tylko raz w roku, i sernik, który wygląda jakby miał własne grawitacyjne pole. Dookoła stołu krążą te same teksty - „zjedz jeszcze trochę”, „przecież nic nie zostało” i twój ulubiony w tle, szeptem, żeby goście nie słyszeli - „żryj, bo się zmarnuje.”
No i żresz, choć nie chcesz, choć nie możesz, choć twój żołądek wystosował oficjalne pismo z prośbą o zawieszenie broni. Ale jak tu odmówić, skoro wszystko kosztowało, trzeba było swoje odstać w kolejce przy kasie, ugotować, upiec, a teraz – koniecznie zjeść. Bo jak nie, to okażesz się niegodny białej kiełbasy, która w Wielkanoc króluje na polskich stołach. I tej baby z lukrem, która padła ofiarą twojej zachłanności.
Po dwóch dniach świąt nie czujesz już smaku. Czujesz tylko obecność przy stole. Czujesz obecność sałatki warzywnej, która wraca do ciebie w najgorszym możliwym momencie. Obecność sernika, który był „na później”, a teraz okupuje cię jak natrętny gość, nie znający słowa „dosyć!”. Lodówka pełna. Stół nadal zasłany. I tylko apetytu brak. On jeden wiedział, kiedy wyjść.
I niby wszystko wiesz. Niby co roku sobie obiecujesz, że będzie normalnie, że kupisz mniej, ugotujesz rozsądnie, a potem nie będziesz jadł tylko dlatego, że coś patrzy z talerza z wyrzutem. Niby... Ale wystarczy, że spojrzysz na te trzy pojemniki z żurkiem, pół blachy pasztetu i kawałek mazurka, którego nikt nie ruszył… i już wiesz, co powiesz. Z tą samą determinacją, z jaką babcia nakładała ci kolejną łyżkę sałatki: „Dobra... Żryj, bo się zmarnuje.
[ZT]78399[/ZT]
[ZT]78318[/ZT]
[ZT]78370[/ZT]
[ALERT]1744961852611[/ALERT]
Katolik12310:17, 18.04.2025
W katolickich domach mówią „jedz”. Życzę wesołych Świąt Zmartwychwstania Pańskiego!
Megi 202512:48, 18.04.2025
Żryj? Naprawdę tak do siebie w domu mówicie ?
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu gostyn24.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz
2 1
W twoim pewnie tylko ą i ę z dopiskiem szlachta nie pracuje. Hipokryzja level hard