Do Chorwacji na dwóch kółkach? Dlaczego nie! Trzej gostyniacy, Jędrzej Łapawa, Grzegorz Konieczny i Karol Marciniak udowodnili, że nawet najbardziej szalone wyzwania są po to, by im sprostać. W 11 dni rowerami pokonali 1250 km, docierając do celu swojej wyprawy jakim była Rijeka w Chorwacji. Jak tego dokonali?
Jak to się stało, że trzech gostyniaków podjęło się wyzwania dotarcia do Chorwacji rowerami? Pomysł tak naprawdę narodził się ponad rok temu. - To było rok temu. Podczas wspólnego spotkania usłyszeliśmy o chłopakach, którzy pojechali do Chorwacji na rowerach i to nas zainspirowało. Pomyśleliśmy sobie, że skoro oni to zrobili, my też możemy to zrobić. Rozmawialiśmy o tym od około roku, a od pół roku na poważnie przygotowywaliśmy się do tej wyprawy. Część z nas zrezygnowała. Została nasza trójka – mówi Jędrzej Łapawa, a Karol Marciniak dodaje: - Jazda rowerem wokół Gostynia stała się trochę nudna. Uznałem, że warto byłoby pojechać dalej. Choć do Chorwacji nastawiony byłem na początku sceptycznie, ostatecznie doszedłem do wniosku, że jestem młody i warto zrobić w życiu coś ciekawego i fajnego – stwierdza gostyniak. I ruszyli ...
Spontanicznie tu i tam
Dojazd do celu podróży jakim była Rijeka, położona w północno-zachodniej , zajął gostyniakom dokładnie 11 dni. Trasa, którą pokonywali rowerami, wiodła przez Czechy, Austrię i Słowenię. Łącznie ponad 1250 km. - Dziennie pokonywaliśmy około 100 km, zdarzało się nawet więcej. Wszystko zależało od pogody i ukształtowania terenu. Gdy intensywnie padało, jechaliśmy mniej – mówi Grzegorz Konieczny. Gdzie nocowali po drodze, by zregenerować siły przed dalszą jazdą? Wszystkie noclegi organizowali spontanicznie. - Żadnych noclegów nie mieliśmy zaplanowanych. Pytaliśmy i szukaliśmy po drodzie. Spaliśmy w kempingach i hostelach, korzystaliśmy z życzliwości ludzi, których po drodze spotkaliśmy. I tak na przykład zdarzyło się nam przenocować w garażu u przyjaznych Czechów, którzy użyczyli nam dachu nad głową, gdy spotkał nas tak silny deszcz, że nie mogliśmy kontynuować jazdy – wspomina Jędrzej Łapawa. W Austrii zdarzyło się im spać w namiocie na polu. Co spakowali do plecaka na tak długą wyprawę rowerem? Najważniejszy był wygodny strój, który musiał sprawdzić się na tak długim dystansie. - Dwie pary stroju sportowego na rower, a także jeden długi, termoaktywny, ciepły strój i wyjściowa polówka, żeby było w czym wyjść na miasto – wylicza Jędrzej.
Co kraj, to inni ludzie
Gostyniacy są zgodni, że Chorwacja obserwowana z rowerowego siodełka wygląda szczególnie pięknie. Ale w całej tej długiej wyprawie, największym zaskoczeniem, a zarazem miłą niespodzianką byli ciekawi ludzie, których poznali po drodze i równie ciekawe miejsca, w których mieli okazję gościć. - Spanie w hotelu nie ma takiego uroku, za to w kempingach poznaliśmy dużo ciekawych ludzi z pasją. Jednym z nich był fajny Austriak, właściciel kempingu, przy którym była fabryka oleju z dyni. On był zapaleńcem sportowym, zupełnie jak my. W Austrii spotkaliśmy też człowieka, który świetnie mówił po polsku, a swego czasu zakochał się w Polce – wspomina Jędrzej Łapawa. Pokonanie tak długiego dystansu rowerami okazało się być też ciekawą lekcją narodowej mentalności, bowiem gostyniacy przekonali się, że każdy naród jest inny. - W Czechach nie brakuje barów. Każdego wieczoru około godziny 17.00 można zobaczyć Czechów siedzących spokojnie przy piwku i pochłoniętych rozmową. W Austrii natomiast panuje niesamowity porządek, o którym my w Polsce nie mamy pojęcia. Śmialiśmy się, że gdybyśmy musieli rozpalić ognisko, nie znaleźlibyśmy tam chrustu, tak jest posprzątane – z uśmiechem mówi Jędrzej i dodaje, że każdy naród przyjmował ich jednak inaczej. - Austriacy są bardzo sztywni, zupełnie inaczej jest w Słowenii, gdzie w odróżnieniu od Austriaków, gdy pytaliśmy o drogę, ludzie od razu wykazywali zainteresowanie nami, pytali dokąd jedziemy, a jeden pan, gdy usłyszał skąd jedziemy, podbiegł do mnie, przytulił mnie i życzył powodzenia. Tacy ludzie napędzali do dalszej drogi – podsumowuje gostyniak. Tak długa wyprawa rowerem musiała też wiązać się z niedogodnościami, co zatem było najtrudniejsze? - Najtrudniejszy w całej wyprawie był właściwie tylko ból spowodowany długotrwałą jazdą na rowerze oraz jazda po masywach górskich – kończy Grzegorz Konieczny. Szczęśliwie rowery nie zawiodły gostyniaków, którzy jednak drogę powrotną zdecydowali się pokonać pociągiem.
Honorata Jankowiak
bartas18:27, 01.08.2016
Brawa dla chłopaków, gratulacje pomysłu, odwagi i wytrwałości !!!
xdeer21:39, 01.08.2016
byliscie kamera 11 dni ? widzieliscie ? prosze was.
Masz wątpliwości? To właśnie ta chwila... Bo twoje milc
No pewnie mają rację. Praca jest w niemczech zero rozliczeń ze skarbłewymi, po prostu ru ch a c się z niemieckimi pe d a ła mi w łebie struny.
xxX
09:29, 2025-07-16
Obiecywali, ślubowali, a teraz? Sprawdzamy, kto...
Robert, Twoja ostatnia kadencja :*
Lewaczka
09:07, 2025-07-16
Mimo wakacji, miejsca pracy przybywa. Niektórzy...
6 tysiecy dla psychologa w Bodzewie to jakiś żart ?
lena
08:51, 2025-07-16
Czy Sławosz Uznański-Wiśniewski odwiedzi też Gostyń?
Babciu Kasiu, Ty tutaj?
Do kosmity
06:59, 2025-07-16