Rafał Przybył udowodnił, że człowiek zdolny jest do rzeczy wielkich. Wyruszył 14 sierpnia rano, by przebiec 220 km i dotrzeć do Częstochowy. A wszystko dla Julii Roszak. Pomimo zmęczenia, odcisków, braku snu, a co gorsze bolesnej kontuzji nogi wywiązał się z danego słowa. Ci, którzy mu towarzyszyli podkreślają, że dzięki tej inicjatywie stali się częścią pięknej historii, a na samej trasie biegu działy się rzeczy niezwykle wzruszające. Rafał, dziękujemy!
Rafał biega od kilku lat. Któregoś dnia postanowił, że swoją pasję połączy ze zrobieniem czegoś dobrego. Tak narodziła się wizja biegu charytatywnego, z którą zgłosił się do „Tęczowej Armii”. - Zawsze biegałem dla siebie, teraz trzeba coś oddać. Mam zdrowego syna, który jest dla mnie motywacją i inspiracją. Pomyślałem, że zorganizuję bieg charytatywny, za sprawą którego pomogę komuś, kto jest w potrzebie. Po to się narodziliśmy, żeby zrobić coś wielkiego – mówił kilka tygodni temu Rafał Przybył, którego adresatem biegu została 4-letnia Julia Roszak, zmagająca się ze skutkami dziecięcego porażenia mózgowego. By finansowo wspomóc jej leczenie, Rafał w towarzystwie trzech biegaczy wybiegł w poniedziałek 14 sierpnia spod Bazyliki Świętogórskiej, gdzie pielgrzymkę pobłogosławił ks. Marek Dudek. Już na starcie biegacz mógł liczyć na wsparcie rodziny i przyjaciół, którzy głośno kibicowali i zagrzewali do walki. W drodze do Częstochowy Rafałowi towarzyszyło wiele osób, a wśród nich żona Elwira, Damian Adamski - koordynator i przyjaciel Rafała, który wraz z żoną Aksaną zadbali o logistykę wydarzenia, ale też biegli u boku Rafała. Była rodzina Julki, członkowie "Tęczowej Armii", a także żołnierze oraz grupa osób wspierających tę wspaniałą inicjatywę, w trakcie której działy się rzeczy niezwykłe...
Biegali, chodzili i jeździli na rolkach
Uczestnicy biegu są zgodni co do tego, że Rafał dokonał rzeczy wielkiej, ale podkreślają też doskonałą organizację i atmosferę biegu oraz niezwykłe chwile, które mogli przeżyć, uczestnicząc w tej inicjatywie. - Bieg Rafała to dla mnie nie tylko świetna organizacja, wielkie sportowe wyzwanie, ogromny szacunek, ale przede wszystkim wzruszające chwile, gdy mogłam zobaczyć jakie można mieć wsparcie dla drugiego człowieka. Rafał dokonał cudu, zrobił coś czego inni by się nie podjęli – mówi towarzysząca Rafałowi Aldona Majchrzak z „Tęczowej Armii”. Aldona podkreśla jak ważne było to, że w czasie całego biegu Rafał mógł liczyć na wsparcie. - Początkowo wsparciem okazali się trzej biegacze, którzy mieli towarzyszyć Rafałowi tylko kawałek na trasie, ale nogi poniosły ich dalej. Później do Rafała dołączała ekipa, aby miał z kim zamienić choć parę słów. Biegali, chodzili, jeździli na rolkach dosłownie wszyscy. Uśmiech na twarzy zawitał, gdy nagle w jednej z wiosek podbiegła do niego grupa młodzieży i przebiegła z nim dobrych kilka kilometrów, niektórzy nawet w klapkach. Ich i nasza radość była bezcenna – kontynuuje. Wielkim wsparciem w czasie całego biegu byli piloci Agata, Jędrzej i Filip, którzy jadąc przed Rafałem wskazywali mu drogę. Jednym z bardzo wzruszających momentów biegu był ten, gdy okazało się, że w nocy Rafał nie ma z kim biec. - Jego koordynator Damian rzucił wszystko, ubrał mało odpowiednie obuwie i przebiegł z nim 3 odcinki. Ciemny las, a on robił wszystko począwszy od tańców i śpiewów, żeby tylko nakręcić Rafała na dalsze części trasy. Kiedy o drugiej w nocy w jednej wiosce asekurował nas wielki ciągnik na sygnale, okazało się, że czeka za nami pół wsi z wójtem na czele. Takie dożynki w środku tygodnia – mówi Aldona Majchrzak. Cała ekipa biegu co dwie godziny na trasie mogła liczyć na miłe przyjęcie i poczęstunek, czy to w parafii, czy w świetlicy. Na ostatnich kilometrach wsparciem dla Rafała była ekipa z wojska, której bardzo zależało na tym, by Rafał bezpiecznie zrealizował swoj cel. - Damian wykazał się nie tylko ogromnym talentem organizacyjnym i sportowym, ale przede wszystkim okazał się dobrym przyjacielem, który wiedział kiedy jest najbardziej potrzebny. Ja też mogłam liczyć na moich przyjaciół i gdy myślałam, że pojadę sama z Longiną, nagle pojawiła się w nocy ekipa „Tęczowej Armii” - Dominika i Beata. Ludzie stworzyli tam cudowną atmosferę - Elwira - żona Rafała, Damian i Aksana, piloci. Nieocenieni byli medycy, którzy oprócz fachowego podejścia, mieli w sobie ogromne pokłady dobrej energii i to dzięki nim Rafał mógł biec dalej mimo problemów z nogą – dodaje Aldona. - Pomimo zmęczenia warto było być częścią tej pięknej historii – kończy.
Ostatnie kilometry z kontuzją
A co po samym biegu mówi Rafał Przybył? Jest niezwykle zbudowany atmosferą jaka towarzyszyła biegowi i wsparciem jakie otrzymał. Kondycyjnie czuł się bardzo dobrze, mały niedosyt spowodowała jedynie kontuzja kości śródstopia, która w trakcie biegu przysporzyła mu ogromnego bólu. - Medycy nakazali mi zejść z trasy na 190 km, na 30 km przed końcem trasy. Ciężko było mi to zaakceptować i czuję z tego powodu mały niedosyt – mówi Rafał, który mimo zakazu medyków ostatnie kilometry przebiegł na własnych nogach. - Chcę podziękować całemu sztabowi, który mi pomagał, a od początku zaczynając dziękuję panu Krzysztofowi Deutsch, bo on jako pierwszy we mnie uwierzył i pomógł mi w początkowej fazie przygotowań. Zaprowadził mnie do burmistrza, komendanta policji i dowódcy jednostki w Lesznie – mówi biegacz. - Dziękuję wszystkim, którzy zaangażowali się w tę misję - „Tęczowej Armii”, mojemu przyjacielowi Damianowi, który wraz z żoną przyjechał specjalnie z Krakowa, by poświęcając swój czas, pomóc mi w realizacji tego celu. Na medal spisali się medycy. Jestem bardzo szczęśliwy, że mogłem współtworzyć to wydarzenie z tyloma wspaniałymi ludźmi – dodaje. Rafał nie ukrywa, że wsparcie, które czuł w czasie całej trasy, było dla niego bardzo ważne, bo dodawało sił do dalszego biegu. - Atmosfera na punktach nawadniających była tak niesamowita, że aż szkoda było z nich wybiegać. Witali nas z ogromną gościnnością, dlatego chcę podziękować za cudowne przyjęcie parafiom i kołom gospodyń wiejskich. Dla mnie to nie był heroiczny wyczyn, bo biegając, robię to, co kocham, ale reakcje ludzi na trasie były dla mnie niesamowite. Przy takiej atmosferze nie jest problemem przebiec taki dystans. Ludzie podchodzili do mnie po autografy, co było dla mnie szokiem. Zapraszali mnie na przyszły rok. Na trasie bardzo dużo ludzi zainteresowało się zbiórką i chciało wpłacać pieniądze – kontynuuje. Tymczasem na mecie biegu Rafał odebrał najcenniejszy ze swoich dotychczasowych medali – medal dziękczynny od Julki Roszak. - Tak naprawdę ja tylko biegłem, a wszystko odbyło się dzięki tym, którzy się do tej misji przyczynili i razem ze mną ją współtworzyli, dlatego raz jeszcze dziękuję – kończy Rafał i zapowiada, że bieg do Częstochowy nie był jego ostatnim biegiem charytatywnym.
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu gostyn24.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz