Boże Narodzenie, czas magii, ciepła i... nadmiaru. Na stołach królują pierogi, karp, kutia, barszcz, makowiec i sernik. Pachnie choinką, piernikami, a radosny harmider rozmów miesza się z dźwiękiem rozdzieranych papierów od prezentów. Wszystko jest tak, jak być powinno, ale czy aby na pewno?
W Polsce, każdego roku w okresie świąt marnuje się znacznie więcej jedzenia niż zazwyczaj. Szacuje się, że może to być nawet 30%. Wyrzucamy resztki pierogów, niezjedzone sałatki, a nawet całe ciasta. "Przecież nie zmieści się w lodówce!" – tłumaczymy często, widząc pełne pojemniki na odpadki. Ale co, jeśli to nie o miejsce w lodówce chodzi, a o zmianę nawyków? Bo, jak mawiał Oscar Wilde, "nic tak nie obnaża człowieka jak jego śmieci".
W święta chcemy pokazać, że nas stać, że jesteśmy gościnni i że nikomu niczego nie zabraknie. Problem w tym, że gościnność zamienia się czasem w nadmiar, a ten prowadzi do marnotrawstwa. Przez te trzy dni trudno zjeść wszystko, co przygotowujemy, bo jakże inaczej zrozumieć 12 dań wigilijnych, kilka rodzajów ciast i lodówkę pełną potraw "na wszelki wypadek"? Może właśnie tutaj leży sedno – czy nie powinniśmy poczuć choć odrobiny wstydu, wyrzucając to, co z takim zapałem wcześniej gotowaliśmy? Z jednej strony lekką ręką pozbywamy się resztek kotletów i kawałków ciasta, z drugiej zaś mamy ludzi, którym w święta musi wystarczyć skromny posiłek, bo na więcej ich po prostu nie stać. A jedzenie, jak wiemy, jest dziś wyjątkowo drogie.
Wyrzucając jedzenie, marnujemy nie tylko produkt, ale też czas, energię i zasoby naturalne, które były potrzebne do jego wytworzenia. Jedna zmarnowana kromka chleba to nie tylko chleb. To woda, którą zużyto przy uprawie zboża, energia potrzebna do jego transportu i emisje CO2 podczas produkcji. Zmarnowane jest też jak pieniądze wyrzucane w błoto, więc czy naprawdę stać nas na to w dobie takiej drożyzny?
Dobrym momentem na poruszenie tematu marnowania jedzenia są właśnie święta. Rozmowa o marnowaniu jedzenia może stać się ważną refleksją, kiedy patrzymy na stoły uginające się od potraw i zastanawiamy się, czy rzeczywiście wszystko to było konieczne. Być może taka rozmowa sprawi, że w kolejnym roku nieco ograniczymy ilość przygotowywanych dań i skupimy się bardziej na jakości wspólnie spędzonego czasu niż na nadmiarze. W końcu, czy smak barszczu naprawdę zależy od tego, ile jego litrów zostanie przygotowane?
W wielu miastach Polski, ludzie wymyślili sposób który się sprawdza. To tzw. "jadłodzielnie" – miejsca, gdzie można zostawić nadwyżkę jedzenia, aby trafiło ono do potrzebujących zamiast do kosza. To z pewnością ciekawa forma na ograniczenie marnotrawstwa i pomoc innym. W Gostyniu niestety brakuje takiej inicjatywy, chociaż wiele się o tym w przeszłości mówiło. Temat jednak upadł. Może więc warto do niego wrócić, by w jakiś sposób zapobiegać wyrzucaniu jedzenia? Gdyby taka "jadłodzielnia" powstała, kto wie, może stałaby się nowym świątecznym zwyczajem mieszkańców naszego miasta?
Święta Bożego Narodzenia to czas refleksji, prezentów i góry jedzenia. Może warto ten czas poświęcić również na przemyślenie naszego stosunku do marnotrawstwa? Nie chodzi o to, by święta zamieniły się w czas wyrzeczeń, ale byśmy zrozumieli, że każdy wyrzucony kawałek chleba to zmarnowany nasz czas i pieniądze. Bo magii świąt nie mierzy się ilością potraw, ale tym, jak potrafimy się nimi dzielić i cieszyć.
Wesołych świąt!
[ZT]54789[/ZT]
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz