Zamknij
NEWS

Tego się nikt nie spodziewał! Ponad 2 tys. sprzedanych biletów, a to jeszcze nie koniec...

mis 11:57, 18.11.2025 Aktualizacja: 12:18, 18.11.2025
2 Foto: Gostyn24 Foto: Gostyn24

"Dom dobry” Wojciecha Smarzowskiego to film ciężki, bolesny i daleki od lekkiej rozrywki, a mimo to, albo właśnie dlatego, ludzie masowo idą na niego do kin. W Gostyniu też widać to jak na dłoni. Trzeba było łamać stały repertuar, dokładać seanse w dni, w które kino zwykle nie gra, a bilety rozchodzą się z wyprzedzeniem. Ponad dwa tysiące sprzedanych wejściówek, widzowie z Gostynia, okolic, ale też z Poznania i Leszna, a po seansie cisza, łzy, złość i to charakterystyczne wrażenie, że z tego filmu nie da się "wyjść” wraz z opuszczeniem sali.

Film "Dom dobry" wszedł do polskich kin 7 listopada. Widzowie tłumnie ruszyli, by go obejrzeć. W Gostyniu było podobnie, choć początkowo nic nie zapowiadało aż takiego szaleństwa.

- Nazwisko Smarzowski zawsze jest gwarantem dużej liczby widzów. Natomiast nie spodziewaliśmy się, że ten film będzie aż tak duży, bo praktyka ostatnich lat uczy, że ludzie jednak wolą iść do kina na rzeczy lżejsze - przyznaje Tomasz Barton, dyrektor GOK "Hutnik". - Ten film absolutnie nie jest filmem lekkim, śmiesznym ani łatwym w odbiorze. To bardzo ciężki, bolesny obraz, traktujący o dużym problemie części polskiego społeczeństwa - dodaje.

Na pierwszym seansie w Gostyniu szału nie było. Prawdziwe szaleństwo zaczęło się dopiero w sobotę.

- Od tego momentu praktycznie każdy seans był świetnie obsadzony - mówi Tomasz Barton.

Kino w Gostyniu gra repertuarowo od piątku do wtorku. Środa i czwartek to standardowo dni przerwy. Tym razem trzeba było złamać tę zasadę.

- Decyzję o tym, że dokładamy seanse na środę i czwartek w zeszłym tygodniu, podjęliśmy we wtorek późnym popołudniem. Szczerze? Liczyłem na 20-30 osób, bo widzowie są przyzwyczajeni, że w te dni po prostu nie gramy - opowiada.

Stało się inaczej. W środę i czwartek do kina przyszło około 400 widzów. To pokazuje, że na ten film rzeczywiście się czeka. Do Gostynia zaczęli przyjeżdżać widzowie nie tylko z powiatu, ale i z dalszych okolic.

- Ludzie mówili wprost - fajnie, że udało się u was, bo w Poznaniu nie można się było wbić, w Lesznie też ciężko - mówi Tomasz Barton.

Do poniedziałku 17 listopada sprzedano dokładnie 2132 bilety. Przy założeniu, że jedna sala mieści 198 osób, to równowartość ponad dziesięciu wypełnionych po brzegi seansów. Na najbliższe pokazy - we wtorek, środę i czwartek bilety również są niemal wyprzedane, dlatego zapadła decyzja o jeszcze jednym, dodatkowym seansie w sobotę 22 listopada o godz. 13:30.

Widzowie, jak mówi Tomasz Barton wychodzą z sali poruszeni, często w ciszy, choc zdarzały się również łzy.

- Zdecydowana większość wychodzi wstrząśnięta. Są łzy, jest oburzenie, jest wściekłość. To nie jest film, po którym można wyjść z kina i za chwilę o nim nie myśleć. Trafiają się pojedyncze komentarze w stylu „myślałem, że będzie mocniej”, ale to bardziej świadectwo tego, jak trudne życie mogą mieć osoby obok takiego widza, niż ocena filmu - mówi szef gostyńskiej kultury. - Ten film dobrze by było, gdyby zostawił jakiś ślad w społeczeństwie. Jeżeli okaże się, że choć w jednym czy dwóch domach coś się po nim zmieni, że zakończy jakiś dramat, to już jest wielki zysk dla nas wszystkich - podsumowuje Tomasz Barton.

Dla tych, którzy filmu jeszcze nie widzieli, najbliższe dni to prawdopodobnie ostatnia szansa, by zmierzyć się z "Domem dobrym” na dużym ekranie w Gostyniu.

[ALERT]1763463348953[/ALERT]

[ZT]84725[/ZT]

[ZT]84647[/ZT]

[ZT]84674[/ZT]

(mis)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

OSTATNIE KOMENTARZE

0%