Rak to groźny i trudny przeciwnik. Jeden z najtrudniejszych, z jakim człowiekowi może być dane w życiu się zmierzyć. Oskar Zaremba z Daleszyna ma dopiero 7 lat, a walczy z nim dzielniej niż niejeden dorosły. Nie jest jednak osamotniony w tym niełatwym boju. Chłopcu pomaga cała armia dobrych ludzi - Armia Małego Oskara.
O historii małego Oskara Zaremby z Daleszyna wspomnieliśmy już w czerwcu br., gdy redakcję Gazety Gostyńskiej i portalu Gostyń24 odwiedziła Oliwia, chcąca wspomóc w walce z chorobą zaledwie rok starszego chłopca poprzez ofiarowanie na jego rzecz swej skarbonki z oszczędnościami. To nie pierwszy gest życzliwości, z którym spotkał się siedmiolatek, odkąd blisko półtora roku temu zachorował na złośliwy nowotwór neuroblastoma. W ostatnim czasie osób oferujących swe wsparcie przybywa w błyskawicznym tempie. A gdy pomoc płynie strumieniami, szansa na wyzdrowienie staje się coraz bardziej realna.
Potwór, który stał się rzeczywistością
Neuroblastoma - złośliwy nowotwór, nerwiak płodowy, nerwiak zarodkowy, zwojak zarodkowy współczulny. Brzmi koszmarnie. Niczym bestia ze straszliwej opowieści. I faktycznie - to jest potwór, ale nie fikcyjny, tylko prawdziwy. I z nim rzeczywisty bój musi toczyć małe, kruche, niewinne dziecko. Oskar nie miał jeszcze sześciu lat, gdy został zaatakowany przez tę okrutną chorobę. Jego życie od tamtej pory po dziś dzień to dziesiątki badań, setki dni w szpitalach, miliony utraconych najpiękniejszych chwil dzieciństwa, hektolitry wylanych przez najbliższych łez. O towarzyszącym chłopcu okropnym bólu różnych części i narządów ciała nie wspominając. - On jest w tym wszystkim taki silny, dzielny, że aż mi wstyd, kiedy czasem czuję niemoc, bezsilność czy żal - wyznaje mama Oskara, Elżbieta Zaremba. - I choć nierzadko łzy cisną się do oczu, to gdy widzę emanującą od synka radość życia, wiem, że musimy walczyć - dodaje.
Zdiagnozowany u chłopca guz układu nerwowego też nie odpuszcza. Zaatakował węzły chłonne, szpik kostny, kości. Po licznych cyklach chemioterapii nowotwór nie uległ zmniejszeniu, a organizm dziecka był skrajnie wyniszczony. - Nikt z nas nie zamierzał się poddać, cały czas szukaliśmy pomocy - mówi Elżbieta Zaremba. Światło w tunelu pojawiło się wraz ze znalezieniem profesora Jana Godzińskiego z Wrocławia. Lekarz wytoczył ciężkie działa przeciwko nowotworowi i w grudniu ubiegłego roku podjął się operacyjnego usunięcia guza wraz ze zrostami. Pierwszy tunel przebyty, ale droga do celu jeszcze długa.
Szpital zamiast wakacji
W ciepłe, czerwcowe dni, gdy wszystkie dzieci ze zniecierpliwieniem wyglądały wakacji, dni pełnych beztroski i zabawy, Oskar też na coś czekał... 28 czerwca br. miał wyruszyć do Centrum Onkologii w Gliwicach, by poddać się kolejnemu etapowi leczenia. Przed wyjazdem mama postanowiła trochę rozproszyć jego smutek z racji wizji wakacyjnych dni spędzonych w szpitalnych ścianach. Zapytała go, na co miałby ochotę. - Pomijając listę smakołyków, które by zjadł, odpowiedział: Chciałbym pojechać do lasu! Dosłownie! - opowiada Elżbieta Zaremba. - Lasów wokół Daleszyna jest dostatek, więc w 20 minut już tam byliśmy. Radość Oskara była ogromna, cieszył się każdym znalezionym robakiem, leśne powietrze działało na niego bardzo pozytywnie, uśmiechał się, krzyczał i cały czas opowiadał, co nowego znalazł. Chwilami my, dorośli dostawaliśmy zadyszki, biegając za nim - wspomina.
Dwa dni później chłopiec leżał już w gliwickim Zakładzie Medycyny Nuklearnej i Endokrynologii Onkologicznej. Tam przeszedł długi zabieg podania izotopów mających podziałać na szpik i kości. - Razem z synkiem byliśmy zamknięci w pokoju, do którego nikt nie miał dostępu. Wszystkie rzeczy wniesione na oddział wysokich dawek, na którym się znajdowaliśmy, po ich podaniu musiały zostać wyrzucone - ręczniki, przybory toaletowe, ubrania. Wszystko! Telefon czy laptop mieliśmy zawinięte w specjalną folię - relacjonuje mama Oskara. - Bardzo się bałam, co to będzie - dodaje. Napromieniowanie przyniosło pozytywny skutek. 6 lipca dzielny chłopczyk wraz z mamą wrócili do domu, by zaledwie po paru dniach udać się do Kliniki Transplantacji Szpiku, Onkologii i Hematologii Dziecięcej "Przylądek Nadziei" we Wrocławiu. To tam zaplanowano dla niego zabieg przeszczepienia szpiku kostnego od polskiego dawcy.
Kilkadziesiąt minut dla życia
Na oddziale przeszczepowym wrocławskiej kliniki siedmiolatek został poddany koniecznemu postępowaniu przygotowawczemu - bardzo intensywnej chemioterapii, o wiele silniejszej niż standardowo stosowana, celem zniszczenia wszelkich komórek nowotworowych, mogących znajdować się w organizmie. Samo przeszczepienie szpiku miało formę kroplówki, a jej podanie trwało zaledwie kilkadziesiąt minut. Jakże cennych, decydujących o życiu minut... - Przeszczep był potrzebny, ponieważ pod wpływem tego silnego leczenia zostaje całkowicie zniszczony szpik chorego, także zdrowe komórki. Podanie komórek macierzystych szpiku od dawcy pozwala na jego odrodzenie się w organizmie biorcy - tłumaczy Elżbieta Zaremba, która przez cała czas była obecna przy synku. - To były horrendalnie ciężkie dni - dodaje.
Niestety, znikoma odporność chłopca doprowadziła do wystąpienia po zabiegu komplikacji. Pojawiła się wysoka temperatura, której nie można było zbić. Jego stan był krytyczny. Dzień po przeszczepie dzięki staraniom bliskich i znajomych rodziny Oskara w bazylice na Świętej Górze została odprawiona msza święta w jego intencji. Czwartego dnia po przeszczepie zatliła się iskierka nadziei. - Nagle zaczął sobie nucić piosenkę... Trwało to chwilkę, ale było to najpiękniejsze, najbardziej wzruszające, uroczo melodyjne nucenie na świecie - mówi mama dzielnego siedmiolatka, dla której wówczas każdy najmniejszy ruch, każdy najdrobniejszy gest, rączka podłożona pod główkę dla wygody czy podciągnięta nóżka były jak znaki z niebios. - Kiedy lekarka powiedziała, że parametry się normalizują, poczułam się, jakby ktoś odsunął głaz zagradzający wyjście z tunelu, w którym tkwimy - wyznaje.
Dwa dni później można było przewieźć chłopca z OIOM-u na oddział przeszczepowy i czekać na wzrost liczby granulocytów, czyli białych krwinek, do właściwego poziomu. Znów potężny stres. - Szło opornie, poziom granulocytów sięgał na początku 10-20 - opowiada Elżbieta Zaremba. Aż w ostatnią niedzielę lipca, dziesięć dni po przeszczepie ich liczba wyniosła 3800! - Serce waliło mi z radości jak oszalałe - przyznaje mama Oskara. Nareszcie otwarto salę chłopca, mógł założyć własną piżamkę, zjeść normalny, cieplutki obiad, choć tylko go spróbował, bo zbyt mocno go bolała buźka, zagrać na swoim tablecie, odłączono mu masę uciążliwych kabelków i aparatury. A mama? A mama w końcu mogła wypić spokojnie kawę. - Co wtedy czułam? Czułam się bardzo szczęśliwa - stwierdza krótko Elżbieta Zaremba. Tak niewiele czasem potrzeba do szczęścia...
Walczymy o spełnione marzenia
Powodzenie przeszczepu otworzy dzielnemu chłopcu szansę na dalszą walkę z nowotworem, którą jest immunoterapia przeciwciałami anty-GD2 w klinice w niemieckim Greifswaldzie. Leczenie to jest jednak bardzo kosztowne - potrzeba 140 tys. euro. Rodzice Oskara, przeznaczając dotąd wszelkie oszczędności na walkę o zdrowie synka, nie są w stanie go sfinansować. Całe szczęście wokół nich nie brakuje ludzi gotowych pomóc. Z końcem maja na Facebooku ruszyła strona "Armia Małego Oskara - pomagamy". Tam prezentowane są najróżniejsze przedmioty czy usługi oferowane przez osoby, które poruszył los dzielnie walczącego chłopczyka, a które nabywają inni, wpłacając kwoty na konto Oskara. - Talony do pizzerii, fryzjera, kosmetyczki, myjni samochodowej, kwiaciarni, restauracji, do studia tatuażu, na sesje zdjęciowe, mnóstwo darów - np. drzwi, za które zaoferowano 2 tys. zł - wylicza Aleksa Naskrent, która prowadzi tablicę "Armia Małego Oskara - pomagamy", zaznaczając, że codziennie zgłaszają się osoby pragnące coś ofiarować i nie jest w stanie wymienić wszystkiego. - Swoją płytę z autografem na rzecz naszego Rycerza przekazał raper Gedziula, a wokalistka Cleo podarowała dwa limitowane single, niedostępne w sprzedaży. Dodatkowo osobiście zadzwoni do ich nabywcy, żeby podziękować mu za pomoc! - informuje Aleksa Naskrent.
Charytatywne aukcje dla siedmiolatka prowadzone są również na portalu Allegro. Nie brakuje też ludzi chcących wesprzeć chłopca bezpośrednio, jak np. wspomniana wcześniej Oliwka czy pani Dominika Hoszowska, która postanowiła spełnić jedno z marzeń Oskara i zakupiła mu nowy rower, który został do niego dostarczony z wielką kokardą, balonami i słodyczami. - To była dla synka fantastyczna niespodzianka. Przez kilka minut nie wydusił z siebie ani słowa, co się bardzo rzadko zdarza - śmieje się Elżbieta Zaremba. - Był zachwycony, oglądał rower z każdej strony, dotykał... Balony od razu musiały polecieć w górę, bo przeszkadzały mu przy wsiadaniu - kontynuuje. Najważniejszym jednak marzeniem chłopca jest być zdrowym i móc pójść do szkoły. W jego realizacji też wszyscy próbują pomóc, ale nie tylko...
Magiczna moc internetu
Mnóstwo osób wspierało rodzinę Zarembów w tych najtrudniejszych chwilach poprzez stronę "Armia Małego Oskara", kiedy był to jedyny sposób na skontaktowanie się z mamą Oskara i uzyskanie informacji o stanie zdrowia chłopca. Wpisy z nowymi wiadomościami po przeszczepie miały dziesiątki tysięcy wyświetleń, a rekordowy - w piątek, dzień po zabiegu - osiągnął 38 tysięcy odsłon! Setki internautów zostawiało komentarze o treści typu: "Walcz Nasz Rycerzyku, dasz radę, wierzymy w Ciebie!", "Oskarku, wszyscy z całego serca jesteśmy z Tobą!".
Elżbieta Zaremba nie pozostała na nie obojętna i do wszystkich członków facebookowej Armii skierowała poruszające słowa: "Moi Drodzy! Przez cały dzień, siedząc tutaj, koło łóżka mojego syna, myślałam, co mam do Was napisać. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak nam pomogliście... Wracając ostatnimi dniami do hotelowego pokoju, z głowami ciężkimi od natłoku myśli i zmartwień, oboje z mężem zaglądaliśmy na Facebooka, ale nie w celu sprawdzenia, co słychać u naszych znajomych, tylko po to, aby przeczytać wszystkie Wasze komentarze.. KAŻDE słowo, każda emotka, naklejka, buźka, serduszko, zaciśnięta pięść - KAŻDY nawet najdrobniejszy gest z Waszej strony był znakiem, że wierzycie, że wspieracie, że jesteście z nami. WSZYSTKO to wlewało w nasze serca nadzieję, że będzie lepiej, że MUSI BYĆ LEPIEJ. Czytając słowa: "walcz Oskar ", "jesteśmy z Wami", nie sposób było powstrzymać strumień łez, który mimowolnie spływał po policzkach. Trudno znaleźć słowa, które wyraziłyby naszą wdzięczność za Wasze ogromne wsparcie. Bardzo Wam za to wszystko dziękujemy, z całego serca."
Armia małego wojownika
A sztab ludzi o dobrych sercach, którzy tworzą Armię Małego Oskara, stale się powiększa. Zasilają go osoby prywatne, przedstawiciele różnych instytucji publicznych czy firm, a trzon zespołu stanowią Aleksa, Aldona, Ania, Asia, Beata i Jarek. - Nie działamy pojedynczo, jako jednostki, a jako grupa wsparcia. Dlatego nazwa "Armia", bo Oskar jest niczym prawdziwy wojownik. Taki mały, a dzielny i waleczny jak rycerz - wyjaśnia Aleksa Naskrent. - Wszyscy powinniśmy uczyć się od niego woli walki i determinacji - nadmienia. Pomysłów na to, jak pomóc siedmiolatkowi, im nie brakuje. Przed czerwcowym meczem mistrzostw Europy Polska - Szwajcaria zorganizowali akcję na gostyńskim stadionie pn. "Księżniczki dla Oskara". Teraz planują wielki festyn charytatywny z wieloma atrakcjami na koniec wakacji. Impreza ma odbyć się 28 sierpnia w parku miejskim przy ul. Strzeleckiej w Gostyniu. - Sporą pomoc zaoferował Tomasz Barton, dyrektor GOK "Hutnik". Będą występy artystyczne, pokazy różnych grup. Przygotowujemy całą masę atrakcji. Oczywiście nie zabraknie sprzedaży darów, podczas której będzie można nabyć mnóstwo ciekawych rzeczy, m.in. voucher na przejażdżkę czołgiem - wymienia Aleksa Naskrent. Z początkiem sierpnia na terenie gminy Gostyń ruszyła zbiórka publiczna na rzecz Oskara. - Cieszymy się, że udało nam się załatwić wszelkie formalności i uzyskać zgodę Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Puszki będą przez cały miesiąc w różnych miejscach, gdzie zjawią się nasi wolontariusze, podczas najróżniejszych wydarzeń i imprez w obrębie całej gostyńskiej gminy - informuje Joanna Długa z Armii Małego Oskara.
- Podczas jednego z pobytów z Oskarem w szpitalu jego mama w jakiejś starej gazecie rozwiązała krzyżówkę, której hasło brzmiało: "My nie tyle potrzebujemy pomocy przyjaciół, co wiary, że taką pomoc możemy uzyskać." A my wierzymy, że wspólnymi siłami uda się uzbierać 140 tys. euro - oznajmia z przekonaniem w głosie Aleksa Naskrent, zachęcając wszystkich do pomocy przy realizacji akcji i zasilenia szeregów Armii Małego Oskara. Kontaktować się można w prywatnych wiadomościach na stronie "Armia Małego Oskara - pomagamy" na Facebooku lub pod numerem tel. 724-646-824. - Mocno trzymajmy wszyscy kciuki i napiszmy słowa wsparcia dla naszego rycerza i jego mamy, która stale obserwuje, co się dzieje na tablicy na Facebooku - dodaje administratorka strony "Armia Małego Oskara".
Przypominamy, że dzielnego siedmiolatka w walce z nowotworem można wesprzeć również za pośrednictwem Fundacji Pomocy Dzieciom z Chorobami Nowotworowymi w Poznaniu PKO.S.A.IV Oddział Poznań, dokonując wpłat na konto 72 1240 3220 1111 0000 3528 6598 z dopiskiem Oskar Zaremba.
AS
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu gostyn24.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz