Kiedyś mieszkali w noclegowni, dzisiaj mówią, że nie chcieliby tam wracać, dopóki nie zmieni się obecny prezes i - jak mówią - cała ekipa, która rządzi w tym obiekcie. Oto jak żyją dwaj bezdomni - Tadeusz z Gostynia i Stanisław z Wolsztyna.
Mają po 64 i 67 lat. Jeden z zawodu jest operatorem koparki, drugi zawodowym kierowcą, obecnie bez prawa jazdy. Obaj mieli kiedyś rodziny i mają dzieci. Dzisiaj są po rozwodzie i mieszkają w rozpadającym się budynku bez drzwi i okien, z jeżami, ślimakami i szczurami.
Pomieszczenie, które zajmują, znajduje się w opłakanym stanie. Wewnątrz leżą stare ubrania, zbutwiałe kołdry i zepsute jedzenie. Na zewnątrz to samo, tyle że jeszcze więcej śmieci. Każdy z bezdomnych mieszka oddzielnie. Stanisław zajmuje większe, a Tadeusz mniejsze pomieszczenie budynku.
Obaj mieli kiedyś pracę i pieniądze ? zgubiła ich wódka. Jakiś czas mieszkali wspólnie w noclegowni. Dziś zajmują opuszczony budynek kolei, przy torach. Mieszkają w nim od trzech miesięcy i jak mówią, starają się nikomu nie przeszkadzać, a do warunków zdążyli się już przyzwyczaić. Czasami pracują dorywczo, a na co dzień zbierają złom i butelki.
Stanisław i Tadeusza żywią się głównie tym, co dostaną od sklepikarzy. W ich podręcznej ?spiżarni? znaleźć można maślankę, mleko, śledzie i inne produkty bez daty ważności. Najbardziej brakuje im jednak chleba i ?smarowania?.
W ?plantach? bywają dość często, ale jak twierdzą tylko po to, żeby posiedzieć i zabić czas.
- Idziemy sobie posiedzieć na ławeczkach z nudów. Nie pijemy tam i nie śpimy na ławkach. Jak się chcemy napić, to wracamy tutaj, bo tu nikomu nie przeszkadzamy ? mówi Tadeusz.
Z informacji, które uzyskaliśmy od Stanisława i Tadeusza, takich osób jak oni - nie mieszkających w schronisku - może być w Gostyniu około 30. Przebywają w różnych miejscach Gostynia, głównie w opuszczonych budynkach kolei, ale również pod jednym z gostyńskich marketów i opuszczonym budynku obok byłej siedziby TP S.A
-
Ludzie pouciekali z noclegowni, bo nie mogli tam z nimi wytrzymać. Ja nie che tam iść, mogę tu zgnić, ale tam nie wrócę - mówi Stanisław.
Nasi rozmówcy są zadowoleni, że ani Policja, ani Straż Miejska nie ?czepiają? się ich z byle powodu i często kontrolują budynek, w którym mieszkają.
-
Straż Miejska i Policja przyjeżdżają tu co drugi dzień. Kiedy zachorowałem i leżałem tu, to często pytali, jak się czuję. Oni się nami interesują i nie czepiają z byle powodu ? mówi Tadeusz.
Tekst/foto: (jar)
0 0
Aż ciężko uwierzyć, że ludzie mogą tak żyć, a gdzie jest opieka społeczna, gdzie są władze miasta?, dlaczego nie ma pomocy?
0 0
Widzisz, my to rozumiemy ale nie oni.
0 0
sami sa sobie winni, takie czasy!
0 0
Wspolczucia dla nich... Jednak swiadczy o ich balagan przed tym "budynkiem". Posprzatac kazdy moze, bez nakladow finansowych ;)Nie ma chleba, papierosy sa.
0 0
Takie sobie życie wybrami niech się za prace wezmą a nie denaturat na "plantach" piją. Im się nawet nie chce sprzątać tylko żeby pieniądze dostawali za nic!!